Strona główna | Mapa serwisu | English version
Wywiady > Aktorzy > Cezary Żak

Cezary Żak
Z Panem Cezarym Żakiem, polskim aktorem filmowym i teatralnym, słynnym Karolem Krawczykiem z "Miodowych lat", przeprowadziłem rozmowę przez internet, za pomocą poczty elektronicznej, 8 października 2006.
Cezary Żak
Fot. www.cezaryzak.pl
Panie Czarku, wielu aktorów boi się dziś zaszufladkowania aktorskiego, ale prawdę mówiąc nic nie robią w tym kierunku, by tego uniknąć. A Pan najbardziej kojarzony jest z rolami komediowymi…Nie przeszkadza to Panu?
Z tego, co słyszę od publiczności, żadna moja następna rola nie jest podobna do poprzedniej i to jest moje zwycięstwo w tym zawodzie. Dla samej zabawy staram się każdą rolę grać inaczej. W końcu aktorstwo to trochę zabawa dużych dzieci i tak trzeba ten zawód traktować, żeby nie zwariować.
Serial „Miodowe Lata” był, można śmiało powiedzieć, przełomem w Pana karierze. Po tych 131 odcinkach może Pan już chyba odetchnąć?
Z „Miodowymi Latami” rozstaliśmy się już ponad dwa lata temu. Zmieniłem od tego czasu warunki zewnętrzne, schudłem 30 kg i nie tęsknię specjalnie za niczym. Jak na polskie warunki kręcenie serialu przez 6 lat prawie dzień w dzień to nielada wyczyn, a trzeba pamiętać, że ponad sto odcinków nakręciliśmy w teatrze na żywo z publicznością. Bardzo wiele mi dało te 6 lat. Zdobyłem ogromne doświadczenie w pracy przed kamerą i niezły trening aktorski z Maćkiem Wojtyszko.
Nie tęskni Pan za rolą przesympatycznego tramwajarza Karola Krawczyka?
Nie. Zawsze bardziej interesuje mnie przyszłość.
Czy aktor filmowy i teatralny jest skazany na pracoholizm? Czy Pana też już to dotknęło?
To już jego wybór. Jak chce pracować non stop to jego sprawa. Ja, jak chcę trochę odpocząć to wsiadam do samolotu i lecę gdzieś do Europy, żeby pooddychać innym powietrzem.
Porozmawiajmy o teatrze. Jak głęboko trzeba wejść w rolę, aby móc później spokojnie z niej „wyjść”?
Oby nie za głęboko. Ja traktuję mój zawód jak rzemiosło. Wykonuję swoją pracę, a po wyjściu z teatru wracam do rzeczywistości. Oczywiście pracując nad rolą chodzi się z nią przez całą dobę, ale jak już się osiągnie efekt trzeba ją tylko rzetelnie grać i ta rzetelność jest dla mnie istotna.
Jest Pan wdzięczny teatrowi za to, że dał Panu szansę zagrania innych ról, niż tylko komediowych?
O, tak. Mój dyrektor w Teatrze Powszechnym zdradził mi kiedyś, że zawsze widział we mnie również aktora dramatycznego. Gram więc w teatrze i takie role.
Jak wspomina Pan epizody w filmach Marka Koterskiego?
Epizody są zwykle bardzo małe i niewiele jest w nich do grania, ale zawsze mam świadomość, że jestem istotnym trybikiem w niezwykle misternie wymyślonej i napisanej historii. Poza tym każde spotkanie z Markiem jest ciekawe. To niezwykle poukładany i zawsze przygotowany wariat, zresztą znamy się jeszcze z Wrocławia.
Czego oczekuje Pan od życia po 50-tce? Przystopuje Pan, czy to raczej nie wchodzi w rachubę?
Nie myślę o tym, mam dopiero 45 lat. Mam nadzieje, że nie przystopuję, bo chyba bym się zanudził na śmierć. Chyba nic innego nie umiałbym robić w życiu. Raczej nie zwariuję z przepracowania, bo traktuję ten zawód na luzie i z przymrużeniem oka.
Pamięta Pan jeszcze czasy, kiedy to jeździł Pan w trasy z kabaretem Tadeusza Drozdy?
Bardzo wiele mi dały te 4 lata na estradzie, przede wszystkim przestałem się bać publiczności. Umiem łatwo nawiązać z nią kontakt, czuję ją. To ważne doświadczenia. Nie tęsknię jednak za estradą, bo to jedna z najtrudniejszych dziedzin sztuki. Rzadko występuję.
Potrafi Pan znaleźć w sobie jakieś wady?
Czy potrafię? Nawet jakbym nie potrafił, to moja żona szybko mi o nich przypomni. Mam ich wiele. Przyznaje się do tego, ale nie chcę o nich mówić.
Czym imponuje Panu małżonka, również aktorka? Czy to prawda, że na dwudziestą rocznicę ślubu podarował Pan jej…obrączkę?
Ona jest przede wszystkim bardziej poukładana niż ja. To ona prowadzi dom, wie kiedy i jakie zajęcia mają dzieci i trzyma te wszystkie sznurki. Czasami przypomina mi o moich zajęciach. Poza tym pięknie śpiewa jazz, a to mój ulubiony gatunek muzyki. Pierwsze obrączki zgubiliśmy bardzo szybko po ślubie, więc po 20 latach postanowiłem kupić nowe.
Podobno umie Pan grać na pianinie oraz biegle posługiwać się językiem francuskim. Ile w tym prawdy?
Rzeczywiście umiem grać na pianinie. Uczyłem się w dzieciństwie przez 7 lat. Trzeba jednak ciągle ćwiczyć, żeby być w formie, a ja niestety bardzo rzadko siadam do pianina i gram. Podobnie z francuskim. Po maturze znałem ten język prawie idealnie, ale odkąd kontakt z moją rodziną we Francji się urwał, nie mam częstych sposobności do porozmawiania po francusku, więc i on mi umyka. Poza tym w zawodzie częściej przydaje się angielski, więc chyba lepiej już mówię po angielsku.
Dziękuję bardzo za rozmowę.

Rozmawiał Wojciech Walder (www.mwmedia.pl)

Kopiowanie tylko za zgodą autora!
To jest stopka